Psycholog prowadzi zajęcia rozwojowe dla trzyletnich dzieci. Rodzice uczęszczają na te spotkania razem z nimi. Celem zajęć jest rozwój poznawczy i społeczny dzieci w grupie – nie udzielenie porady psychologicznej rodzicom. W trakcie cotygodniowych zajęć psycholog obserwuje relację między jednym z dzieci a rodzicem. W towarzystwie innych uczestników rodzic zachowuje się agresywnie względem swojego dziecka: stosuje wobec niego nieprzyjemne uwagi i wyzwiska, krytykuje, podnosi głos. Psycholog identyfikuje te zachowania jako przemoc emocjonalną. Po kolejnych zajęciach przeprowadza rozmowę z rodzicem, w której w sposób nieinwazyjny (bez używania nacisku) informuje, że tego typu zachowania są krzywdzące dla dziecka i należy pracować nad ich wyeliminowaniem. Rodzic nie pojawia się na następnych spotkaniach. Psycholog wciąż posiada jego dane, adres i numer komórkowy – zastanawia się nad kontaktem lub zgłoszeniem sprawy.
Dlaczego jest to dylemat?
Wspomniana sytuacja jest dylematem, ponieważ zakłada konflikt między zasadami etycznymi obowiązującymi psychologa a prawem.
Z jednej strony wymogiem etycznym, który obowiązuje psychologa, jest udzielanie pomocy jedynie w przypadku dobrowolnej zgody klienta. Nie można podejmować działań pomocowych względem innej osoby pod przymusem, ma obowiązek poszanowania woli innych osób. Rodzic nie zakomunikował psychologowi woli podjęcia pracy nad swoją relacją z dzieckiem – etycznym byłoby więc przyjęcie jego decyzji.
Z drugiej strony istnieją wymogi prawa, które nakazują podjęcie działań w przypadku obserwowania przemocy wobec dziecka. Dane psychologa – obserwacja rodzica na zajęciach – pozwalają mu na zidentyfikowanie zachowań jako przemocy emocjonalnej. Nie powinien on – z punktu widzenia prawnego – zakończyć w tym momencie swojej aktywności w tej sprawie. Przy tym warto jednak zaznaczyć, że obserwacje psychologa nie muszą być wystarczające do podjęcia działań. Dodatkowo rodzaj zachowań prezentowanych przez rodzica nie musi być prawnie potraktowany jako przemoc. Kwestia wymogu prawnego nie jest zatem jednoznaczna.
Kontekst kodeksowy i prawny
European Federation of Professional Psychologists Associations:
2.1 Respect for a Persons Rights and Dignity: Psychologists accord appropriate respect to and promote the development of the fundamental rights, dignity, and worth of all people. They respect the rights of individuals to privacy confidentiality, self-determination and autonomy consistent with the psychologist's other professional obligations and with the law.Kodeks Karny:
Według Kodeksu Karnego Art. 304 § 1 Każdy dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub Policję. Dodatkowo w Art. 207 § 1. czytamy: Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Jednak trudno udowodnić prawnie, że obserwowane przez psychologa zachowanie rodzica jest znęcaniem się psychicznym. Dlatego obywatel nie jest prawnie zobowiązany do przekazania informacji o przemocy stosowanej wobec dziecka.
Należy rozważyć czy zachowanie rodzica wobec dziecka klasyfikuje się jako znęcanie się psychiczne, określone ogólnie przez przepis. Na tej podstawie można stwierdzić czy prezentowany przypadek jest podstawą do zawiadomienia prokuratora lub Policji.
Czyje dobro jest tu naruszone?
- Dobro dziecka: zagrożenie zdrowia psychicznego dziecka oraz prawdopodobieństwo wystąpienia zaburzeń psychicznych w rozwoju.
- Dobro rodzica: zagrożenie prawa do autonomicznym decyzji w kwestii wychowania własnego dziecka, postawienia fałszywych oskarżeń odnośnie stosowania przemocy wobec dziecka (obserwacje psychologa dotyczą jedynie zajęć raz w tygodniu), naruszenia dobra rodziny i rodzica w osobistych relacjach rodzinnych, dobrowolności przyjmowania pomocy psychologicznej (dorosły korzystał z usług psychologa jedynie w ramach zajęć rozwojowych - nie wyrażał zgody na udzielenie jemu lub dziecku pomocy psychologicznej)
- Dobro psychologa: zagrożenie dobrego imienia oraz postępowania niezgodnie z wartościami moralnymi (psycholog, jako osoba podlegająca zasadom Kodeksu Etycznego oraz zobowiązana – na podstawie kodeksu, ale także obowiązku obywatelskiego – do ochrony nieletnich zobowiązana jest do udzielenia pomocy dziecku)
- psycholog przyjmuje decyzję rodzica o rezygnacji z zajęć i zaprzestaje prób kontaktu z nim
- psycholog podejmuje dalsze próby kontaktu z rodzicem, posługując się jedynie osobistą forma kontaktu telefonicznego
- psycholog udaje się pod udostępniony mu adres, w celu osobistej rozmowy z rodzicem
- psycholog zgłasza sprawę do instytucji (pomocy społecznej, policji)
Przy podejmowaniu decyzji przede wszystkim należy wziąć pod uwagę dobro dziecka, które jest zagrożone zarówno w przypadku zignorowania przez psychologa przesłanek o krzywdzie wyrządzanej dziecku, jak i w sytuacji podjęcia instytucjonalnych procedur mających na celu kontrolowanie rodzica.
- Pierwsza sytuacja może skutkować stałym utrzymywaniem się problemu. Rodzic będzie prawdopodobnie stosował przemoc werbalną przez kolejne lata rozwoju dziecka. Skutki pojawią się szczególnie w jego rozwoju emocjonalnym, mogą wystąpić zaburzenia psychiczne w starszym wieku. Nie jest również wykluczone pojawienie się przemocy fizycznej.
- Druga opcja - zawiadomienie instytucji - może doprowadzić do pogorszenia kontaktu z rodzicem. Rodzic poczuje się zaatakowany i może częściowo obwiniać za to dziecko. Z tego powodu przemoc prawdopodobnie utrzyma się lub zacznie eskalować. Jeśli – w skrajnym przypadku – zostanie wydana decyzja o odebraniu dziecka rodzicowi – straci ono tę najważniejszą dla siebie relację.
Magdalena Pietrzak (V)
Zapraszam do komentowania!
Pierwsze, co przyszło mi do głowy w związku z powyższym dylematem - na ile jakiekolwiek działanie, spośród zaproponowanych przez autorkę mogłoby mieć, choć częściową, moc zainicjowania faktycznej, pozytywnej zmiany w relacji matka - dziecko. Skoro kobieta nie krępuje się traktować dziecka w sposób wyraźnie dewaluujący, umniejszając nie tylko jego kompetencjom, ale i osobistej wartości oraz godności osoby ludzkiej (skoro "wyzwiska" są tu rozdzielone od "nieprzyjemnych uwag", zakładam, że ich charakter jest, delikatnie mówiąc, silnie deprecjonujący) w otoczeniu publiki obcych sobie ludzi, wnioskuję, że uznaje ona swoje zachowanie jako naturalny element "strategii wychowawczej", nie widząc weń nic niewłaściwego. Taką utrwaloną postawę z pewnością nie uda się psychologowi zmodyfikować w toku jednorazowej domowej wizyty, czy, tym bardziej rozmów telefonicznych. Zaobserwował on "jedynie" jej werbalno-behawioralne przejawy, nie posiada zaś żadnych informacji o kryjących się za nią motywacji oraz mechanizmu skłaniającego matkę do takiego godzącego w poczucie własnej wartości dziecka zachowania. Oczywiście nieznajomość leżących u jego podłoża czynników psychologicznych nie poddaje w żaden sposób w wątpliwość jego niewłaściwości i niedopuszczalności, jednakże może rodzić, moim zdaniem, problemy w wyborze podjęcia się jakichkolwiek dalszych oddziaływań względem kobiety. Z drugiej strony, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jej reakcja na interwencję psychologa - zaprzestanie uczestnictwa w warsztatach - może być uwarunkowana wzbudzonym weń poczuciem winy (albo raczej wstydem), że została oceniona jako "zły rodzic". Może być i tak, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że swoim postępowaniem krzywdzi dziecko (z niedostatecznego poziomu empatii, ograniczeń poznawczych, czy też po prostu głupoty), a poczynione przez psychologa uwagi po raz pierwszy skierowały ją ku samokrytycznym przemyśleniom (całkiem możliwe, że psycholog, jako pierwsza osoba z jej otocznia, "odważyła się" wyrazić względem niej swoją opinię) i najzwyczajniej wstydzi się ponownie pojawić na zajęciach. Niemal w każdym wniosku, który przychodzi mi do głowy, pojawia się słowo "może". Jestem jednak prawie pewna, że zgłoszenie sprawy na Policję niewiele da - wielce prawdopodobne, że potraktują oni zgłoszenie jako "wchodzenie z butami cudze kompetencje rodzicielskie", nie podejmując się żadnych czynności kontrolnych, by zweryfikować, czy w tej rodzinie faktycznie nie dochodzi do przemocowych oddziaływań. Wydaje mi się, że dość rozsądnym krokiem byłoby zatelefonowanie do kobiety, z uzasadnionym zaniepokojeniem jej nieobecnością, zapytaniem o przyczyny rezygnacji z udziału, co dałoby psychologowi szerszy wgląd w jej emocjonalne ustosunkowanie do sprawy (jako że de facto nie wiemy, jak przebiegała jego rozmowa z psychologiem, ani jej bezpośrednia reakcja na poczynione przezeń uwagi). Jeżeli taka rozmowa odbyłaby się w atmosferze silnej agresji, może faktycznie warto by rozważyć poinformowanie o sprawie opieki społecznej. Z jednej strony, nie powinno się przechodzić do porządku dziennego z jakimkolwiek wskaźnikiem potencjalnego dopuszczania się przemocy względem dziecka, z drugiej strony nieuchronnie nasuwa mi się analogia z podejmowaniem interwencji w każdej sytuacji, gdy zaobserwuje się na ulicy matkę dającą niegrzecznemu dziecku klapsa.
OdpowiedzUsuńMyślę, że istotną kwestią jest tutaj wrażliwość i empatia psychologa. Jak pisała Maria Ziemska na podstawie swojej pracy klinicznej z rodzinami zgłaszającymi się po pomoc psychologiczną, największą pułapką, w jaką może wpaść psycholog, jest krytyka. Nawet jeśli specjalista w oczywisty sposób spostrzega nieprawidłowości w relacji rodzic-dziecko, to często nie powinien on podejmować bezpośredniej polemiki z tymi najbardziej szkodliwymi zachowaniami, zwłaszcza na wstępnym etapie pracy. Kompetencje rodzicielskie stanowią delikatny obszar z dwóch przyczyn - po pierwsze mieszczą się w obszarze najbardziej intymnych i delikatnych relacji interpersonalnych, po drugie uwikłane są w wyjątkowo trudny do sprostania wzór kulturowy, zwłaszcza w przypadku matek. Nawiązując do osobistego doświadczenia, nie znam drugiej grupy klientów doświadczającej takiej urazy do psychologów, jak matki. Sytuacja, że ktoś z zewnątrz, na podstawie nie wiadomo czego, ocenia ją i jej dziecko, formułując przy tym krytyczne wnioski, bywa źródłem realnego dyskomfortu, który rezonuje wciąż i wciąż, co widać choćby w licznych dyskusjach toczących się w internecie. Można tam zaobserwować nawet pewien ugruntowany, a niezbyt pochlebny stereotyp naszego zawodu, który moim zdaniem wynika ze zbyt wąskiego czy skrótowego podejścia do problemów w rodzinie.
OdpowiedzUsuńNawet w tym opisie dylematu pojawia się dość silnie dychotomia "rodzic-sprawca" i "dziecko-ofiara", podczas gdy może lepszym punktem zaczepienia jest myślenie o dwóch osobach pozostających ze sobą w wymagającej dla obu stron relacji i określenie roli psychologa jako osoby, która ma tę relację obu stronom ułatwić, usprawnić, ulepszyć. Pozostaje to w zgodzie z danymi dotyczącymi przeciwdziałania przemocy emocjonalnej - specjaliści wskazują bowiem, że w przeciwieństwie do przemocy fizycznej czy seksualnej, nie występuje tu bezwzględna konieczność natychmiastowej separacji krzywdzącego i krzywdzonego, a wysiłki należy skierować na interwencję w kształt tej nieprawidłowej relacji.
Moim zdaniem wycofanie z udziału w zajęciach psycholog powinien potraktować jako sygnał, że jego informacja zwrotna nie była dobrze dopasowana do odbiorcy. W tej sytuacji trzeba dopuścić myśl, że wycofanie mogło być w przekonaniu matki adekwatnym sposobem ochrony siebie i swojej rodziny i miała do niego prawo. Zamiast więc eskalować ten konflikt metodą "więcej tego samego" - więcej kontroli i ingerencji psychologa, więcej ucieczki i obronności matki, byłabym zwolenniczką wykonania "kroku w tył" - zadzwonienia do niej z pytaniem o przyczyny nieobecności i wyrażenia swojej obawy, że mogło to być związane z naszą rozmową, która mogła być w jej odczuciu nieprzyjemna, za co przepraszam oraz przypomnienia jej, jakim wartościowym pomysłem z jej strony było zapisanie dziecka do tej grupy i ile ono na niej skorzystało.
Jeśli udałoby się w ten sposób przekonać matkę do powrotu na zajęcia, należałoby to potraktować jako punkt wyjścia do pracy na zasobach i udzielania wzmocnień dla wszystkich przejawów pozytywnego macierzyństwa, zaczynając od tego, że regularne poświęcanie czasu na doprowadzenie dziecka na takie zajęcia może stanowić pierwszy duży dowód jej zaangażowania, co psycholog powinien odzwierciedlić. Następnie, podążając metodą małych kroków, umiejętnie podkreślając normalność i uniwersalność stresu i trudności w relacji matka-dziecko, ale nie ich dotychczasowych ekspresji w tej rodzinie, odnieść się w odpowiednim momencie do zasadniczego problemu przez np. podzielenie się z matką materiałami edukacyjnymi, polecenie poradni itp.
Zwróciłaś, Agnieszko, uwagę na kwestię stygmatyzowania rodziców jako sprawców przemocy. Myślę, że to trafne - ujęcie sytuacji w sposób sprawca-ofiara ułatwia sprawę, często z krzywdą dla rodzica. Należy wziąć to pod uwagę w tej sytuacji.
UsuńCiekawym rozwiązaniem jest również "krok w tył". Zastanawiam się tylko ile takich "kroków" może zrobić psycholog, żeby nie oznaczało to jednocześnie wycofania się w sytuacji. (zakładając, że wycofanie się traktujemy jako niewłaściwe pod względem etycznym) Czy w pewnym momencie to wycofywanie się z szacunku dla rodzica nie będzie oznaczało zwrócenia się przeciw dobru dziecka...
Sposób wychowania dzieci to obszar szczególnie wrażliwy. Jednak kwestia, którą chciałabym tu poruszyć dotyczy wielu innych możliwych obszarów pracy psychologa niż jedynie tej związanej z obserwacją relacji między rodzicem a dzieckiem. Psycholog, prowadząc psychoterapię, czy też zajęcia dla 3-latków i ich opiekunów, pojawia się życiu tych osób tylko na chwilę. Ze względu na charakter pracy nierzadko może pojawiać się chęć, by moc tej obecności w życiu innych przecenić.
OdpowiedzUsuńMyślę, że pierwsze od czego należałoby zacząć i co jest w zakresie możliwości psychologa to zadbanie o dokładne określenie i przedstawienie własnej czy wypracowanej wspólnie z zespołem, w którym się pracuje misji (jakkolwiek górnolotnie to brzmi). Na przykład w postaci dokładnego sprecyzowania własnego podejścia do pracy, zasad, jakim chce się pozostać wiernym. Ma to na celu w moim przekonaniu stopniowe przygotowywanie się na to, by później te zasady móc zwerbalizować i by w stopniu, w jakim to oczywiście możliwe, być gotowym na konfrontację z osobami, z którymi przyjdzie psychologowi pracować. Zaplanowanie pracy w taki sposób, aby rodzice mieli czas przepracować w sobie te przyświecające nam, a najlepiej tworzone wspólnie z opiekunami dzieci zasady (przegadanie tego z rodzicami na spotkaniu organizacyjnym, uczynienie z regulaminu ważnego aspektu zajęć) zwiększa szansę, żeby od samego początku już coś w rodzicu zaczęło się zmieniać. To oczywiście nie zmieni tego, że sytuacje takie jak ta opisana powyżej nie będą się pojawiały, bo będą, ale oprócz działania profilaktycznego, te działania mogą również okazać się korzystne również w kontekście późniejszej rozmowy z rodzicem już po zaobserwowaniu u niego zachowań, na które psycholog się nie zgadza. Łatwiej przyjdzie psychologowi wtedy uzasadnianie swojego stanowiska, będzie w tym po prostu bardziej autentyczny, odwołując się do kwestii, które już wielokrotnie były poruszane. I to właśnie w rozmowie z rodzicem pokładam największe nadzieje. W rozmowie, do której jest się oczywiście gruntownie przygotowanym.
W momencie, kiedy psycholog znajdzie się już w sytuacji opisanej wyżej, czyli w wyniku rozmowy psycholog straci kontakt z dzieckiem i rodzicem pozostaje:
a) wierzyć, że to, co przekazaliśmy w trakcie całych zajęć i w trakcie samej rozmowy z opiekunem pomimo jego wycofania się z uczestnictwa w zajęciach (a może być to związane nie tylko z tym, że się z nami kategorycznie nie zgadza, ale także na przykład z powodu odczuwanego wstydu) będzie w nim w jakimś stopniu rezonowało i z czasem przyniesie oczekiwany przez nas rezultat ( o czym się nigdy nie dowiemy)
b) zdecydować się na kontakt telefoniczny – zapraszający do dalszej współpracy, może kolejnej rozmowy z rodzicem, trzeba tu jednak bardzo uważać na to, by działając na rzecz pojednania nie stracić z oczu tego, co chcieliśmy pierwotnie przekazać.
Pozostałe dwa zaproponowane przez Autorkę rozwiązania wydają mi się zbyt inwazyjne i niosące zbyt duże ryzyko tego, że przyniosą więcej szkody niż pożytku. Tak jak podkreśla Autorka dylematu mamy bardzo ograniczone informacje na temat relacji między rodzicem a dzieckiem. Widzimy tylko jej wycinek. To w żaden sposób nie usprawiedliwia zachowania rodzica. Jednocześnie szanse psychologa na skuteczną interwencję mogą być z tego powodu wyraźnie obniżone. Nie mamy rozpoznania, nie wiemy, czego im potrzeba – i dziecku i rodzicowi. Należy się zastanowić także nad tym, komu tak naprawdę chcemy tutaj pomóc. Dziecku? Z pewnością tak, ale czy mając dostęp do tak niewielu informacji, wiemy jak mu pomóc, żeby realnie polepszyć jego sytuację. Kierować psychologiem w takich sytuacjach mogą także mniej uświadomione motywy związane z pomocą samemu sobie, jak na przykład chęć podtrzymania własnego pozytywnego obrazu siebie jako osoby robiącej wszystko, by ochronić słabszego. No właśnie, tylko, czy to „wszystko” w tym przypadku przyniesie rzeczywistą zmianę na lepsze?
Aż we mnie zawrzało czytając rozwiązanie z donoszeniem na rodzica instytucjom. Jako taki zgłoszony rodzic do końca życia straciłabym zaufanie do psychologów i unikała ich jak ognia.
OdpowiedzUsuńCo więcej, patrząc na globalne skutki przyjęcia przez psychologów takiego sposobu rozwiązywania problemów: mogłoby to doprowadzić do drastycznego spadku zaufania klientów do psychologów, braku zaufania, a nawet strachu (moim zdaniem uzasadnionego, jeśli na podstawie jednostkowych obserwacji psycholog podjąłby tak drastyczne kroki jak donoszenie).
Najsensowniejszym, bo potencjalnie najbardziej korzystnym dla dziecka i rodzica wydaje się być przyjęcie postawy opisanej przez Agnieszkę: " Zamiast więc eskalować ten konflikt metodą "więcej tego samego" - więcej kontroli i ingerencji psychologa, więcej ucieczki i obronności matki, byłabym zwolenniczką wykonania "kroku w tył" - zadzwonienia do niej z pytaniem o przyczyny nieobecności i wyrażenia swojej obawy, że mogło to być związane z naszą rozmową, która mogła być w jej odczuciu nieprzyjemna, za co przepraszam oraz przypomnienia jej, jakim wartościowym pomysłem z jej strony było zapisanie dziecka do tej grupy i ile ono na niej skorzystało." Gdy próbuję wczuć się w rodzica znajdującego się w takiej sytuacji, wydaje mi się to jedynym rozwiązaniem możliwym do przyjęcia. Jest to postawa wyrażająca troskę, ale nie deprecjonująca rodzica, nie atakująca, więc nie musi on przyjmowac postawy obronnej. Daje rodzicowi szansę na przemyślenie swojego zachowania i pokazuje, że psycholog jest gotowy pomóc, ale nie zmusza na siłę do tej pomocy.
Ważne jest również to na co zwróciła uwagę Ewa- rozważenie, które działania rzeczywiście mogą przynieść pożytek dziecku, a które mogą doprowadzić do pogorszenia sytuacji. Które będą podyktowane rzeczywistą chęcią pomocy dziecku, a które tylko nieprzemyślaną próbą zagłuszenia własnych wyrzutów sumienia- "Jestem dobrą osobą, przecież pomogłam temu dziecku, zgłosiłam sprawę na policję".
Nie wyobrażam sobie również sytuacji gdy psycholog prowadzący warsztaty dla mojego dziecka nagle zjawia się u moich drzwi-niezapraszany i chce ingerować w moje życie, to naruszanie zasady prywatności.
Ewentualnie to co pisała Ewa " wierzyć, że to, co przekazaliśmy w trakcie całych zajęć i w trakcie samej rozmowy z opiekunem pomimo jego wycofania się z uczestnictwa w zajęciach (a może być to związane nie tylko z tym, że się z nami kategorycznie nie zgadza, ale także na przykład z powodu odczuwanego wstydu) będzie w nim w jakimś stopniu rezonowało i z czasem przyniesie oczekiwany przez nas rezultat ( o czym się nigdy nie dowiemy) ". Być może rodzic ma jedynie wyjątkowo zły okres w życiu i wyładowuje się na dziecku- co oczywiście jest naganne, ale przeważnie jest kochającym i troskliwym rodzicem, dbającym o dziecku (o czym może świadczyć sam fakt przyprowadzania dziecka na warsztaty).
Osobiście będąc w takiej sytuacji zdecydowanie odrzuciłabym zgłaszanie instytucjom, a prawdopodobnie zdecydowałabym się na telefon, przyjmując postawę zaproponowaną przez Agnieszkę.
Sądzę, że psycholog planując podjęcie dalszych działań powinien mieć na uwadze przede wszystkim dobro dziecka jako istoty, która jest bezbronna i przez to chroniona szczególnymi prawami. Ponadto w książce "Etyka zawodu psychologa" można się natknąć na stwierdzenie, że psycholog powinien być rzecznikiem praw dziecka. Całkowicie się z nim zgadzam, dlatego uważam zgłoszenie sprawy do instytucji za najgorsze z możliwych rozwiązań. Ryzyko jest tu szczególne, gdyż zawód psychologa jest zawodem zaufania publicznego i instytucje w podjęciu decyzji mogą się oprzeć głównie na zdaniu psychologa, a nie na podstawie własnej analizy sytuacji. Rezultaty mogą być tragiczne - wiele słyszy się historii o skrzywdzonych dzieciach z domów dziecka i rodzin zastępczych.
OdpowiedzUsuńRozmowa telefoniczna lub wizyta w domu będzie natomiast odebrana jako nacisk przez rodzica i faktycznie może skutkować dalszą eskalacją agresji matki wobec dziecka.
Jednakże brak reakcji według mnie będzie zaniechaniem i niepodjęciem moralnego obowiązku obrony słabszej istoty. Dlatego zgadzam się z Agnieszką, że najsensowniejszym rozwiązaniem będzie "krok w tył" - przeprosiny, a także zaproszenie do dalszego kontaktu bez wywierania nacisku. Daje to szansę na powrót rodzica i dziecka na zajęcia oraz na dalsze obserwacje relacji diady "rodzic-dziecko".
Dziękuję za Wasze komentarze.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że podkreślanym przez Was wątkiem jest szacunek dla rodzica i jego wolności w stosowaniu różnych środków wychowawczych. Wybrzmiało też, że należy uwzględnić możliwość nieświadomości rodzica w zakresie krzywdzących skutków jego zachowania względem dziecka. Oraz założyć, że najprawdopodobniej stara się postępować właściwie w procesie wychowania dziecka. Piszecie również w większości, że zachowania na zajęciach stanowią incydenty nieuprawniające psychologa do poważnych interwencji (odwiedziny, zgłoszenie sprawy).
Mimo to nie można zaprzeczyć faktowi, że rodzic stosuje na zajęciach przemoc emocjonalną - świadomie czy nieświadomie, z premedytacją czy z "dobrych chęci". Zastanawia mnie, czy wycofywanie się z szacunku dla kompetencji rodzicielskich nie będzie skutkowało ostatecznie przeciwdziałaniu interesom dziecka - które, jak wspomniano, jest istotą bezbronną. Czy unikanie konfrontacji z rodzicem nie doprowadzi do pozostawienia sprawy jej własnemu biegowi (rodzic nie odbierze telefonu, psycholog przestanie dzwonić) - czyli potencjalnemu dopuszczeniu do kontynuowania krzywdzenia dziecka.
Niezależnie od profesjonalnej wiedzy i wglądu wynikających z naszego wykształcenia, musimy zdawać sobie sprawę, że bez relacji z drugą osobą i jej zaangażowania jesteśmy niemal zupełnie bezsilni. Warto więc zacząć od stworzenia kontekstu, który w dalszej kolejności stwarzałby możliwość zastosowania szeregu metod pozwalających rozwiązać zasadniczy problem. Postawmy się w miejscu odbiorcy naszych wypowiedzi i przepuśćmy nasze racje przez filtr użyteczności i przystępności, co nie znaczy, że w ocenie problemowych zachowań mamy iść na kompromis.
OdpowiedzUsuńTo trochę jak w samospełniającym się proroctwie - dostrzeżenie w kimś dobrego rodzica pomaga wydobyć go na wierzch, o tym właśnie pisała Ziemska.
Jeśli się to nie powiedzie, rozstrzygnięcie tej kwestii wymagałoby wiedzy o konkretnych zachowaniach matki. Jeśli są one na tyle poważnie zaburzone, że zostawienie sprawy swojemu biegowi wiązałoby się dla dziecka z większym ryzykiem niż np. potencjalne uczestniczenie w stresogennych procedurach urzędowych i policyjnych, to oczywiście, że psycholog powinien działać dalej. Trzeba jednak rozsądnie ocenić dobór tych środków interwencji i ich konsekwencje, bo to, co mamy do zaoferowania w alternatywie, też nie jest sytuacją optymalną dla rozwoju dziecka (co nie znaczy, że w uzasadnionych okolicznościach nie powinniśmy się na to zdecydować).
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPonieważ coś dziwnego stało się z treścią komentarza, zamieszczam go jeszcze raz:
UsuńChciałabym odnieść się jeszcze do definicji przemocy emocjonalnej, która zakłada, że jest to zjawisko nie jako stanowiące swoistą oś relacji - Glaser mówi o tym, że muszą to być działania stałe, powtarzające się i charakterystyczne dla relacji. Problematyczne jest to w moim odczuciu o tyle, że zajęcia dla dzieci dają nam dostęp tylko do pewnego wycinka rzeczywistości dziecka i rodzica - i choć zachowanie opiekuna jest zdecydowanie nieodpowiednie, to nie możemy na podstawie takiego wycinka rozpoznać funkcjonowania diady. Chciałabym też zaznaczyć, że w przeciwieństwie do przemocy fizycznej czy seksualnej w przypadku przemocy emocjonalnej nie ma potrzeby podjęcia natychmiastowych działań ochronnych.
Rozumiem dylemat, ale również uważam, że sytuacja nie uprawnia psychologa do zgłoszenia sprawy instytucjom. Przychylam się jednak do głosów wyżej - proponowałabym zadzwonić z autentyczną troską i pytaniem o przyczynę wycofania z zajęć. Podczas rozmowy proponowałabym również zapytać o dziecko - może to pozwoliłoby na zobaczenie, jak rodzic mówi o dziecku itp..
Nie przepraszałabym natomaist za rozmowę w cztery oczy - jeśli byłaby ona przeprowadzona tak, jak napisano w dylemacie (nieinwazyjnie i delikatnie). Wydaje mi się, że takie zwrócenie uwagi było słusznym posunięciem.
Zastanawiam się też nad samą formułą zajęć - może warto jednak poświęcić jedno spotkanie na rzecz zajęć organizacyjnych dla rodziców. Jeśli zajęcia mają być dla dzieci rozwojowe, to wydaje się, że będą one jeszcze bardziej z nich czerpać, kiedy otrzymają wsparcie od rodziców. A biorąc pod uwagę, że jednym z elementów przeciwdziałania przemocy emocjonalnej jest edukacja i budowanie relacji rodzic-dziecko, to przeprowadzenie zajęć dla rodziców np. z pozytywnego udzielania komenatarzy dzieciom, wsparcia itd. itp. mogłoby być dobrym posunięciem i w dalszym ciągu pomagać w realizowaniu głównego celu zajęć - rozwoju dzieci.
Chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że informacja jaką posiadamy jest bardzo fragmentaryczna. Nie wiemy na ile ostra jest stosowana przemoc fizyczna ani czy pojawia się regularnie. Nie wiemy także w jaki sposób reagowała matka w czasie rozmowy (była agresywna? wyrażała wstyd?). Moim zdaniem warte uwagi jest to, że matka z własnej jak rozumiem woli przyprowadza dziecko na dodatkowe zajęcia, które mają służyć jego rozwojowi. Myślę, że to samo w sobie w jakiś sposób uprawdopodabnia hipotezę, iż w gruncie rzeczy przyświecają jej dobre intencje (a to już jest dla nas bardzo ważna informacja i szansa na wprowadzenie zmiany poprzez pozytywne oddziaływania, dawanie dobrego przykładu itp.). Być może faktycznie w pewnych sytuacjach jest surowa i krytykująca, ale w innych troskliwa i opiekuńcza. Bez względu na niewłaściwość tego zachowania, uważam, że nie jest to przesłanka uprawniająca nas do zaangażowania innych instytucji (co jest, moim zdaniem, wyjściem ostatecznym). Może doprowadzić, np. do sytuacji w której czasem krytykowane i obrażane dziecko, ale być może otoczone mimo to dobrą opieką (tego nie wiemy), zostanie odebrane rodzicom (lub samo postępowanie prowadzone przez instytucję będzie dla niego traumatycznym przeżyciem). Oprócz tragedii dziecka, psycholog może stracic zaufanie społeczności oraz naraża na utratę zaufania psychologów w ogóle.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o przychodzenie do kogoś do domu uważam to za brak poszanowania cudzej prywatności, i tak jak to już zostało wspomniane, matka mogłaby się poczuć zaatakowana, nękana.
Zgodnie z poglądem wyrażonym już przez kilka osób uważam, że najrozsądniejszym rozwiązaniem powyższego dylematu byłoby wykonanie telefonu do rodzica, wyrażenie troski oraz zachęcenie do dalszego udziału w zajęciach. Uważam, że warto byłoby jeszcze raz podkreślić dobre intencje psychologa (oraz przekonanie, że intencje matki również są dobre), ale tak jak napisała Katarzyna nie należałoby przepraszać za – jak się wydaje – słuszną oraz delikatną wcześniejszej próby interwancji psychologa. Myślę, że najważniejsze w tej sytuacji jest odzyskanie kontaktu z dzieckiem i rodzicem. Daje nam to możliwość dalszej obserwacji relacji, przekazania dziecku wartościowych treści, które niosą ze sobą zajęcia, modelowania pozytywnej postawy względem dziecka.
Data rozpoczęcia dyskusji: 15.01.2016r.
OdpowiedzUsuńData zakończenia dyskusji: 26.01.2016r.
Dyskutanci: Magdalena Gid, Agata Gołaś, Katarzyna Pilarczyk, Agnieszka Sagan, Ewa Sławicz, Magda Szuster, Martyna Tomczak
Dyskutanci, którzy podjęli się rozważań nad dylematem, byli stosunkowo zgodni, co do przedstawionej sytuacji oraz kierunku w jakim powinna zostać podjęta interwencja. Zwrócono uwagę na delikatność sytuacji związanej z ingerowaniem w relację dziecko-matka oraz podważaniem kompetencji rodzicielskich rodzica.
Wysunięto dwie propozycje interwencji. Pierwszą z nich – popartą przez dwie osoby - była rezygnacja z kontaktu z rodzicem, z nadzieją, że dotychczasowy udział w zajęciach i rozmowa z psychologiem będą mieć pozytywny skutek dla jego relacji z dzieckiem. Jako drugą interwencję podano rozmowę telefoniczną z rodzicem, co poparł każdy z dyskutantów. Zaproponowano dwie formy rozmowy: 1) postać „kroku w tył” – wycofania się, po wcześniejszej konfrontacji rodzica z jego zachowaniem względem dziecka. Psycholog powinien przeprosić rodzica, jeśli poczuł on się urażony i zaprosić go do kontynuowania uczęszczania na zajęcia; lub 2) postać zaproszenia na kolejne zajęcia, bez przepraszania za ingerencję psychologa.
Dyskutanci opowiedzieli się przeciwko odwiedzinom w domu rodzica ze względu na poszanowanie jego prywatności. Negatywnie odnieśli się również do zgłoszenia sprawy do instytucji – powoływano się tutaj na brak konkretnych informacji odnośnie zachowań rodzica, fragmentarycznej wiedzy o jego relacji z dzieckiem oraz braku zaleceń natychmiastowej interwencji w przypadku przemocy emocjonalnej względem dziecka. Dodatkowo wysunięto propozycję, aby w przypadku prowadzania tego typu zajęć zorganizować spotkanie organizacyjne, które miałoby na celu zaprezentowanie rodzicom misji zajęć, w tym pożądanych zachowań względem dzieci. Miałoby ono pełnić funkcję profilaktyczną.
Ze swojej strony również uważam, że w zaistniałej sytuacji należy podjąć próby osobistego kontaktu z rodzicem, bez angażowania w to instytucji. Uważam, że psycholog nie powinien wycofać się sytuacji – a tym samym zignorować przesłanek o występowaniu przemocy emocjonalnej, która w znacznym stopniu upośledza i będzie upośledzać jakość relacji rodzic-dziecko i rozwój samego dziecka. Należałoby moim zdaniem podjąć próby kontaktu telefonicznego – jako metody najmniej naruszającej jego prywatność. Jeśli rodzic nie będzie odbierał telefonu rozważyć można odwiedziny w domu. Uważam, że niezalecane jest zgłaszanie sprawy instytucją – ponieważ np. procedura Niebieskiej Karty raz wszczęta, wywołuje wiele nieuchronnych następstw. Mogą być one krzywdzące dla rodziny. Psycholog zaś nie zna pełnej sytuacji, dostępny jest mu jedynie obraz zachowania rodzica na zajęciach.
Dziękuję serdecznie dyskutantom za wypowiedzi. Pozwoliły mi one przemyśleć ponownie dylemat i stosunek psychologa do obserwowanych relacji dziecko-rodzic.